Deficyt mężczyzn na polskim rynku pracy widoczny od początku wojny w Ukrainie ciągle się pogłębia, odnotowuje Centrum Analityczne międzynarodowej agencji zatrudnienia Gremi Personal. Rzutuje to też na wzrost stawek wynagrodzeń w branżach potrzebujących męskiej siły roboczej.
– Ofert dla kobiet jest coraz mniej. Przed wojną był to stosunek 30/70, obecnie na tysiąc otwartych wakatów mamy tylko 60 przeznaczonych dla kobiet – komentuje Anna Dzhobolda, dyrektorka departamentu rekrutacji Gremi Personal.
Nowe wakaty szybko się wypełniają – Ukrainki, które uciekły od wojny do Polski, tłumnie ruszyły po pracę. Według statystyk Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej już ponad 250 tysięcy uchodźców z Ukrainy znalazło w naszym kraju zatrudnienie. Jest to niemal połowa uchodźców w wieku produkcyjnym zarejestrowanych w bazie numerów PESEL na mocy specustawy o ochronie tymczasowej. Większość z nich to właśnie kobiety.
– Natomiast liczba ofert dla mężczyzn rośnie wręcz lawinowo, w dniu dzisiejszym mamy ich o 40 proc. więcej, niż przed tygodniem. Chodzi zarówno o wykwalifikowanych, jak i niewykwalifikowanych pracowników. O ile wcześniej chodziło głównie o sektor budowlany i transport oraz logistykę, teraz dotyczy to już wszystkich branży – mówi Anna Dzhobolda.
Jako wyjście z sytuacji Gremi Personal oferuje klientom sprowadzenie pracowników z Azji, szczególnie z Kazachstanu, Uzbekistanu oraz innych państw Azji Środkowej. Mówią po rosyjsku i są stosunkowo łatwo w stanie zastąpić Ukraińców.
Największym wyzwaniem jest jednak długie oczekiwanie na takich pracowników. Kazachów i Uzbeków nie obejmuje styczniowa nowelizacja Ustawy o cudzoziemcach i ich zatrudnienie wiąże się z barierami administracyjnymi. Proces wydania wiz roboczych zajmuje kilka miesięcy, duży jest również odsetek odmów przy ich wydaniu.
– W państwach Azji Środkowej rzeczywiście kwitnie handel fałszywymi dokumentami dla migrantów zarobkowych, stąd podejrzliwe podejście polskich konsulatów. Musimy ucywilizować ten rynek, jesteśmy gotowi do współpracy z konsulatami, ale na to również potrzebny jest czas. Pierwsze grupy Azjatów już sprowadziliśmy do Polski, obecnie czekamy na następne. Ale już teraz widać jak wielki jest problem z przepływem pracowników i brakami kadrowymi, co bardzo utrudnia planowanie pracy w wielkich zakładach produkcyjnych czy przetwórczych, z którymi współpracujemy na co dzień – mówi Anna Dzhobolda.
Na razie polscy pracodawcy próbują rekrutować w Polsce mężczyzn z Ukrainy, którzy tu zostali po wybuchu wojny. Deficyt ten skutkuje podwyższeniem wynagrodzeń.
– Przez ostatni miesiąc stawki wzrosły o 15 proc. Niewykwalifikowani pracownicy płci męskiej dostają od 4 tys. złotych na rękę, wykwalifikowani jeszcze więcej. Konkurencja wśród nich jest bardzo duża, więc stawki na pewno będą dalej rosły, jeśli nie zmieni się albo polska polityka migracyjna, albo sytuacja w Ukrainie – reasumuje Anna Dzhobolda.