Większość prognoz określających skalę inflacji na ten rok wspomina wartości dla dynamiki rocznej między 3,5 a 4 proc. To dosyć prawdopodobne zapowiedzi i mogą być przyjmowane jako niepokojące. Należy pamiętać, że wyznaczony limit to 2,5 proc. +/- 1 pp. Już w okolicach 3,5 proc. inflacja traktowana jest jako nadmierna. Prognozy wskazują też, że w tym roku inflacja będzie wyjątkowo wysoka w pierwszym kwartale. Potem nastąpi jej lekki spadek. W skali całego roku średni wskaźnik może wynieść nieco ponad 3, być może 3,5 proc. – jeżeli poziom utrzyma się powyżej 3,5 proc. w dłuższym okresie, 6-7 kwartałów. Istnieje zagrożenie, że ludzie przyzwyczailiby się, że inflacja jest wyższa i należy wliczać ją w budżety. Wtedy bylibyśmy bliscy procesu indeksacji, który przyspiesza i wzmacnia inflację oraz powoduje, że utrzymuje się ona dłużej. Sukces zbijania inflacji w ostatnich latach to wiara wśród konsumentów i przedsiębiorców, że zmiana cen jest zaniedbywalna w stosunku do tego, co robimy na co dzień. Nie myśli się o rewaloryzowaniu umów, zakładając, że inflacja jest stosunkowo mała. Gdyby okazało się, że jej poziom ma być podwyższony przez dłuższy czas, dojdzie do wpisywania odpowiednich klauzul w kontraktach. To z kolei jeszcze bardziej wzmocni procesy inflacyjne.
– Z punktu widzenia takiej gospodarki jak polska, lekko podwyższony wskaźnik inflacji jest dopuszczalny w pewnym okresie. U nas może być on nieco wyższy niż w krajach bardziej rozwiniętych, gdzie poziom PKB w przeliczeniu na mieszkańca jest również wyższy – powiedział serwisowi eNewsroom Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej. – Jest to spowodowane tym, że Polska nadal w pewnych obszarach gospodarki musi nadganiać. Nasze usługi są wyraźnie tańsze niż w krajach zachodnich i w stosunku do tego, co możemy zapłacić w działalności przemysłowej czy budownictwie. Mogą więc pojawiać się skoki cen wynikające głównie z podwyżek płac – zwłaszcza w sferze usługowej i handlu. To też przełoży się na wyższą inflację. Rozważając wpływ na gospodarkę bierze się pod uwagę dwa aspekty. Utrata wartości pieniądza nie jest korzystna i nie może być szczególnie duża. Dla Polski 2,5-3 proc. jest bezpieczne. Wskaźnik na poziomie 5-6 proc. byłby stanowczo za duży. Odbiłoby się to na skłonności do oszczędzania ze względu na niezbyt wysokie ceny depozytów – co oznaczałoby brak zaufania do własnego pieniądza. Z drugiej strony zmiana cen powoduje pewne dopasowania. W ujęciu realnym zmieniają się proporcje pomiędzy kosztami wytwarzania czy płacami. Dzięki stopniowemu, niewielkiemu wzrostowi inflacji można dokonywać drobnych dopasowań, które pozwalają odnaleźć się w biznesie. Proces ten nie może jednak postępować zbyt szybko. Prognozy mówią, że wzrost inflacji z początku roku nie będzie zbyt trwały. Niedługo wskaźnik powinien spaść do 3 proc., a następnie do 2,5 proc. Dla gospodarki ta sytuacja będzie wciąż jeszcze bezpieczna – zaznaczył Soroczyński.