Przez długie lata Dolina Krzemowa była technologicznym Hollywood – ziemią obiecaną wizjonerów i geniuszy. Pewnego dnia jednak nastał koronawirus i zmienił (niemal) wszystko. Czy jednym z efektów pandemii okaże się przemiana Doliny Krzemowej w… Dolinę Łez?
Gdyby na mapie pojawił się kraj o nazwie Dolina Krzemowa, z miejsca znalazłby się w czołówce najbogatszych państw na ziemi. Tak przynajmniej podaje dziennik The Guardian, który powołując się na dane Amerykańskiego Biura Analiz Ekonomicznych z roku 2019 wyliczył, że roczne PKB na mieszkańca Doliny Krzemowej (PKB per capita) osiągnęłoby wartość 128 308 USD! Tym samym, jak uważa autor analizy – Levi Pulkkinen, ten maleńki skrawek północnej części Doliny Santa Clara, przegrałby dosłownie o włos, na przykład z Katarem, który w czasie publikacji materiału, uważany był za najbogatszy kraj na świecie z PKB per capita na poziomie 128 647 USD.
Jednak, w przeciwieństwie do kraju z Półwyspu Arabskiego, bogactwo kalifornijskiej doliny nie pochodzi ze złóż ukrytych w głębi ziemi, a z kapitału intelektualnego. Już w latach 50. XX wieku, w San Jose i jego okolicach, rozwijało się centrum amerykańskiego sektora zaawansowanych technologii.
Na skróty:
Dolina urodzaju
W połowie XIX wieku Kalifornię opanowała gorączka złota, sto lat później cenny kruszec zastąpiły krzem i nowe technologie. Według raportu “The Wealth-X Billionaire Census 2018”, na świecie żyje obecnie 143 miliarderów technologicznych, a połowa z nich mieszka w Dolinie Krzemowej. Słynna Zatoka Kalifornijska jest domem dla 74 bogatych geniuszy. Nie chodzi o to, że z powodu pandemii skurczyły się majątki, po prostu nastąpiła fundamentalna zmiana modelu funkcjonowania jednostki, jak i podmiotów biznesowych. Wszystko zostało przewartościowane, a COVID stał się jedynie katalizatorem zmian, które w dłuższej perspektywie czasu zdawały się nieuniknione.
– Pojawienie się koronawirusa zaburzyło przewidywalny i prognozowalny biznes internetowy. Dlatego w sektorze startupów, jak i w całej gospodarce, wciąż odczuwalne są zawirowania – uważa doskonale znający realia IT biznesmen, Bartosz Ferenc, a następnie dodaje: – Nie oznacza to jednak, że inwestorzy zamknęli portfele i schowali je głęboko w kieszeń. Jak wynika z moich obserwacji i opinii, jakie zebrałem z rynku, nigdy nie było łatwiej o finansowanie. Wielu inwestorów, którzy dotychczas działali w klasycznym offlinowym biznesie, na własnej skórze odczuło, czym jest lockdown i jakie ekonomiczne konsekwencje za sobą niesie. Dlatego dokonali oni relokacji płynnych środków z np. nieruchomości na rzecz młodych, ambitnych spółek technologicznych. To teoretycznie wiązało się z wyższym ryzykiem, ale jednocześnie wzrastał potencjał zwrotu z inwestycji – zdradza Ferenc, współtwórca Sembot.com.
Zdaniem eksperta, jakiekolwiek obawy o źródło finansowania dotyczą wyłącznie przedsięwzięć, które od samego początku były ukierunkowane na szybkie zbicie kapitału i monetyzację pomysłów. Firma miała być jedynie produktem, który szybko zostanie przejęty przez jednego z rynkowych wyjadaczy.
– W czasie ostatnich 12 miesięcy byliśmy świadkami przeniesieniu wielu czynności do sieci. Dzięki temu powstało wielu nowych inicjatyw w postaci technologii lub oprogramowania. To woda na młyn dla startupów, które uzbrojone w swoje innowacyjne pomysły, otrzymały wreszcie szansę na zaistnienie. Uważam, że przedsiębiorcy, którzy uruchomili swój biznes z myślą o realnym rozwoju, a nawet podboju rynku, mogą z optymizmem patrzeć w przyszłość. Naturalnie nie oznacza to, że sukcesy przyjdą im z łatwością, bo COVID-19 to prawdziwy generator komplikacji – dodaje Bartosz Ferenc.
Tego, jak skutecznie potrafi on zaburzyć sprawność funkcjonowania startupów, dowodzą wspólne badania serwisu Statista i Startup Genome, które miały za zadanie pokazać, jakiej wielkości spadki odnotowały poszczególne grupy startupów. Sprawdzono, jak bardzo pandemia wpłynęła na obroty startupów w poszczególnych branżach. Spadki były potężne: turystyka – 70%, uroda i moda – 60%, automotive – 40%. I to wszystko w ciągu zaledwie pół roku (grudzień 2019 – czerwiec 2020). Najmniej ucierpiały biznesy działające w sektorach blockchain i kryptowalut (– 14%), gamingu (– 19%) i mediów społecznościowych (– 22%).
Najpierw słońce, później deszcz
Czy to oznacza koniec Doliny Krzemowej takiej, jaką znamy? Dziś, ciężko jest jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, jednak wyniki ostatniego raportu PitchBook 2021 US Venture Capital Outlook, mogą niepokoić. Okazuje się, że po raz pierwszy w historii, inwestycje Ventures Capital w północnej części Doliny Santa Clara, spadną poniżej 20% całkowitej wartości inwestycji VC w Stanach Zjednoczonych. Zyskują na tym inne amerykańskie miasta, które poprzez liczne zachęty, przyciągają do siebie hojnych founderów.
– Analitycy szacują, że udział Doliny Krzemowej w transakcjach typu venture capital w Stanach Zjednoczonych spada sukcesywnie od 2006 roku. Pandemia i związany z nią exodus inwestorów, tylko przyspieszyły ten trend. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że wiele osób pracuje zdalnie, z terenów oddalonych o setki, jak nie tysiące kilometrów od Krzemowej Doliny, co utrudnia bezpośredni nadzór nad rozwojem firm, które inwestorzy wsparli swoim finansowaniem – zauważa Bartosz Ferenc.
Nie oznacza to jednak, że definitywnie można obwieszczać koniec legendy Doliny Krzemowej. Analiza przygotowana przez serwis Bloomberg wykazała, że biorąc pod uwagę uwarunkowania gospodarcze i wskaźniki demograficzne, zajmuje ona pierwsze miejsce wśród największych amerykańskich obszarów metropolitalnych, które najprawdopodobniej najszybciej wyjdą z pandemii.
Jak zauważają autorzy raportu, rejon Zatoki San Francisco może pochwalić się licznymi reprezentantami branż, które skorzystały na pandemii, np. Zoom Video Communications Inc., Netflix Inc. i Instacart Inc.
Ucieczka z raju
Z końcem ubiegłego Elon Musk, ekscentryczny milioner i jeden z najpotężniejszych ludzi na ziemi, ogłosił że opuszcza Zatokę San Francisco. – Dolina Krzemowa ma duży wpływ na świat, ale jej potęga słabnie – powiedział właściciel Tesli i SpaceX. Zapytany o mieszkanie w Kalifornii dodał: – Niekoniecznie było to świetnym sposobem wykorzystania mojego czasu.
I nie jest w tej decyzji osamotniony. Z końcem ubiegłego roku, podobną drogę obrała – zorientowana na biznes – komórka słynnej korporacji Hewlett Packard Enterprise. Firma zdecydowała, że przeniesie swoją siedzibę do Houston w Teksasie.
To dosyć symboliczna zmiana, biorąc pod uwagę fakt, że historia Hewlett-Packard, zaczęła się w garażu w Palo Alto w 1938 r. – w miejscu, w którym obecnie znajduje się charakterystyczna tablica znamionowa: „Miejsce narodzin Doliny Krzemowej”.
Silicon Valley zdecydowały się także opuścić firmy Oracle oraz Palantir. Ta pierwsza zapowiedziała przenosiny do Austin, druga już od ubiegłego roku działa z Denver. Wydaje się, że Musk – w typowy dla siebie sposób – trafnie porównał stan Kalifornia do odnoszącej sukcesy drużyny sportowej:
– Są trochę zadowoleni z siebie, trochę utytułowani, ale nie zdobywają już mistrzostw. Wygrywają od dawna i myślę, że traktują sukces [te firmy] trochę za pewnik.
Czas na Europę?
Czy to szansa dla europejskiej branży technologicznej, by skrócić dystans, jaki na przestrzeni lat oddalił Stary Kontynent od Stanów Zjednoczonych? Ciekawe wnioski płyną z analizy rocznego raportu o stanie europejskiego rynku technologicznego autorstwa Atomico, spółki venture capital, która została założona przez miliardera Niklasa Zennströma, współzałożyciela firmy Skype. Eksperci oceniają, że łączna wartość inwestycji typu venture w europejskie startupy technologiczne wyniosła w ubiegłym roku 41 mld USD. W 2019 było to 38,6 mld USD.
Najwyraźniej więc, nawet koronawirus nie był w stanie zachwiać potencjałem rynku startupów na Starym Kontynencie. Zdaniem Toma Wehmeiera, który pomógł sporządzić raport, to prawdziwa demonstracja mocnych stron leżących u podstaw europejskiego ekosystemu. – Ta informacja cieszy, dopóki jednak nie uświadomimy sobie, że amerykańskie fundusze venture capital włożyły w ubiegłym roku w swoje startupy 141 mld USD, a azjatyckie 74 mld USD. W tym kontekście europejski wynik nie wydaje się już tak spektakularny. Jest raczej… rozczarowujący – mówi Ferenc.
Autorzy raportu zwracają uwagę także na fakt, że europejski udział inwestycji w kapitał wysokiego ryzyka, wynosi zaledwie 13 proc. Stary Kontynent generuje 1/4 światowego PKB – tylko nieco mniej niż Stany Zjednoczone, które z kolei „odpowiadają” za aż połowę wszystkich inwestycji typu venture na świecie.
Pod jednym jednak względem Europa dominuje nad pozostałymi regionami. Według analizy Atomico, na bardzo wczesnych etapach i przy niewielkich funduszach, Stary Kontynent radzi sobie bardzo dobrze. 40% rund finansowania – poniżej 5 milionów dolarów – ma miejsce właśnie tutaj.
Nie ma róży bez kolców
Czy osłabienie technologicznych kampusów, takich jak Dolina Krzemowa, stanowi rzeczywiście problem?
– Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Oczywiście coś zostanie utracone, jeśli osłabione zostaną duże ośrodki, takie jak ten kalifornijski. Pandemia sprzyja zmianie paradygmatu pracy, która wykonywana w formie zdalnej, w części firm się sprawdza, ale w innych powoduje spadek wyników. Jednym z powodów jest to, że młodsi pracownicy, którzy mogliby zdobywać umiejętności poprzez kontakt z tymi bardziej doświadczonymi, stracą gdyż przestaną być częścią geograficznie skupionej puli. Jednak z drugiej strony… przynajmniej teraz będą mogli sobie pozwolić na czynsz – mówi Bartosz Ferenc.