Właśnie dowiedzieliśmy się, że obostrzenia zostają przedłużone do końca stycznia. Jako przedstawiciel branży, pozwalam sobie skomentować* dotychczasowy okres ich trwania.
Po prawie trzech miesiącach trwania w niepewności co do kształtu kolejnej tarczy – pomocy państwowej dla branży HoReCa, właśnie dowiadujemy się, że wpajane nam od dzieciństwa powiedzonko „umiesz liczyć, licz na siebie” ponownie okazało się być najlepszą wytyczną do funkcjonowania w naszym kraju.
Ogłoszone niedawno zasady udzielania pomocy naszej branży są zwykłą kpiną i wyrazem wielkiej pogardy władz wobec polskich przedsiębiorców. Jak bowiem inaczej można określić podejście rządu do naszych firm? Firm, które jeszcze dziesięć miesięcy temu funkcjonowały normalnie, tylko w samej gastronomii dając zatrudnienie około milionowi osób.
Warto tu nadmienić, że powtarzane wszędzie hasło „wszyscy płacimy podatki” jest z gruntu nieprawdziwe. Otóż, realnie podatki i podobne opłaty wpłacają do budżetu przedsiębiorcy oraz zatrudnione przez nich osoby. Pozostali z tych właśnie wpłat żyją. Pracownicy tzw. sfery budżetowej, pobierając swoje pensje wyłącznie z budżetu Państwa nie przyczyniają się w żaden sposób do jego zasilenia. Wygląda na to, że rząd tego nie rozumie.
Wyraźnie widać to w wypowiedziach przedstawicieli poszczególnych ministerstw, które szafując beztrosko różnymi hasłami i opiniami zapominają o tym, skąd biorą się pieniądze na ich wynagrodzenia. Zresztą mam przekonanie, że to tylko wierzchołek góry lodowej niezrozumienia problemów przedsiębiorców.
Niby prowadzone są jakieś konsultacje z przedstawicielami branż dotkniętych obostrzeniami, niby mamy możliwość zgłoszenia własnych postulatów. Jednak, jeśli już je zgłaszamy, to okazuje się, że większość z nich nie zostaje uwzględniona. Co więcej, ostatnio na przykład dowiedzieliśmy się, że Ministerstwo Rozwoju, Pracy i Technologii nie będzie się zajmować naszymi indywidualnymi przypadkami, gdyż rząd patrzy na problem globalnie. Oznacza to, że zostaliśmy zwyczajnie oszukani. Jeszcze bowiem na początku grudnia 2020 Pan Premier Mateusz Morawiecki zapewniał publicznie, iż „nikogo nie zostawimy bez pomocy”.
Na gruncie takiej świadomości zaproponowano nam „działania osłonowe”. Wszystko wskazuje na to, że chodzi o to, aby korzystanie z nich było ograniczone. Wprowadzono bowiem kuriozalne wymogi formalne. Szczególnie dwa z nich są zupełnie nielogiczne.
Pomoc wg PKD
To farsa, że uzależniono pomoc od tzw. kodów PKD. Szczególnie, że do tej pory raczej nie miało to dla Państwa znaczenia, czy dana działalność jest prowadzona zgodnie z tym rejestrem. Nie słyszałem, żeby Urząd Skarbowy zwracał przedsiębiorcy wpłacone przez niego podatki, ze względu na różnice we wpisie PKD i faktycznie prowadzonej działalności. Zresztą ograniczenia i zakazy zostały wprowadzone de facto względem realnej aktywności danego przedsiębiorcy. Niestety, nie wzięto pod uwagę, że ograniczenie działalności restauracji czy hoteli pociąga za sobą także straty dla firm, które z nimi współpracują. Tym samym, wiele działalności już na tym etapie nie ma szans na wsparcie i to mimo, że zanotowały one istotne straty.
Brak przesłanek do upadłości
Stwierdzenia przedstawicieli wspomnianego Ministerstwa, że przecież nie można powierzać pieniędzy budżetowych podmiotom mogącym wkrótce upaść świadczą niestety o tym, że problemem zajmują się niewłaściwe osoby. Nie dostrzega się bowiem (lub to tylko taka gra pozorów), że trudna sytuacja firm nie jest wynikiem złego zarządzania, a działań rządu właśnie i wprowadzonych dwukrotnie zakazów i ograniczeń, przy czym – jak wskazuje najnowsze orzecznictwo sądów administracyjnych – bez odpowiedniej podstawy prawnej. W takiej sytuacji warunek braku przesłanek do upadłości nieuczciwie eliminuje wiele podmiotów z możliwości uzyskania pomocy.
Tylko te dwa powyższe kryteria – pomijając pozostałe – są zupełnie niedopasowane do okoliczności w jakich zostały wprowadzone oba „lockdowny”. Dodam jeszcze, że kompletnie zignorowano prośby środowiska HoReCa o uregulowanie kwestii opłat stałych takich, jak: czynsze, kredyty, leasingi, itd. Musimy je płacić pomimo istotnej zmiany warunków prowadzenia naszych przedsiębiorstw. Zrzucono na nas konieczność indywidualnego porozumienia się z wynajmującymi, czy bankami. Nie wspominając już o generalnym braku zwolnień z podatku od nieruchomości, opłat za koncesje, szyldy, odtwarzanie muzyki w lokalach i innych podobnych opłatach.
Rząd nie czuje się jak widać w obowiązku zrekompensowania nam poniesionych strat, a przecież to powinno być bezdyskusyjnym działaniem z jego strony. W tym kontekście ciekawe jest, że w „normalnych” czasach pracownicy skarbowi zajmowali się głównie szacowaniem przedsiębiorcom m.in. przychodów, dochodów, należnego VATu, a także innych parametrów stanowiących podstawę naliczania różnych podatków i opłat. Dlatego dziwne jest, że Państwo dysponujące tak wykwalifikowaną kadrą, musi w ogóle tworzyć jakieś tarcze pomocowe. Wydaje się, że służby te spokojnie poradziłyby sobie z ustaleniem indywidualnej wysokości rekompensat należnych każdemu przedsiębiorcy dotkniętemu stratami spowodowanymi przez to całe zamieszanie.
Pozostaje jedynie pytanie: dlaczego rząd nie wybrał takiego właśnie – sprawiedliwego – rozwiązania?
Marcin Krysiński, Współwłaściciel sieci restauracji Mihiderka
*Konsultacja merytoryczna: radca prawny Jarosław Frey