Po ponad 3.5 roku od referendum nastąpił oficjalny rozwód Wielkiej Brytanii z Unią Europejską. W świetle deklaracji negocjatora UE, Michela Barnier, celem negocjacji było, aby pozycja europejskich konsumentów i podmiotów gospodarczych UE nie uległa pogorszeniu. Prawa ekonomii są jednak nieubłagane – w długim okresie Polska na Brexicie traci, i to relatywnie dużo.
Brexit oznacza wyłączenie UK z zasad obowiązujących na jednolitym rynku. Oznacza to tyle, że kurczy się obszar, na którym polskie podmioty utrzymują relacje handlowe na znanych, maksymalnie uproszczonych i ekonomicznie korzystnych zasadach. Ten obszar kurczy się o niemal 67 mln potencjalnych konsumentów i 1 mln spółek, gdyby brać pod uwagę wyłącznie bezpośrednie oddziaływanie. Nawet największym optymistom trudno wyobrazić sobie taki wynik negocjacji na koniec 2020, który niweluje do zera ten efekt.
Na dziś zasady relacji gospodarczych między UE i UK są niedookreślone. To naturalnie generuje niepewność, która sama w sobie jest niekorzystna dla biznesów. O ile w przypadku barier taryfowych (np. ceł) minimalny standard wyznaczają zasady WTO i umowy międzynarodowe, o tyle zakres barier pozataryfowych, np. norm i standardów, może być dowolnie kształtowany. Oznacza to wzrost kosztów transakcyjnych, o ile nie całkowitą utratę możliwości handlu.
Przykładu nie trzeba szukać daleko. Świeże mięso wymaga dostarczenia w ograniczonym czasie. Przedłużające się procedury kontroli to istotnie utrudniają, ale już koszt budowy infrastruktury typu chłodnie prowadzi do wzrostu ceny dóbr. Zwłaszcza w dobie taniego funta oznacza to utratę konkurencyjności eksportu. To z kolei pociąga za sobą problemy kolejnych branż, m.in. logistyki.
Z tej perspektywy Polska ma dwojaki problem. Po pierwsze, UK jest wśród trzech największych kierunków eksportu naszych produktów. W 2018 roku wysłaliśmy tam towary o wartości prawie 14 mld euro, co stanowiło ok. 6-7% naszego eksportu. Po drugie, wiele z eksportowanych przez nas dóbr może potencjalnie być przedmiotem zaostrzonych norm i standardów: samochody i ich części, maszyny, AGD, żywność, w tym: mięso i produkty odzwierzęce, słodycze, a także kosmetyki i leki czy papierosy, meble. Należy do tego dodać, że globalne łańcuchy wartości dodanej mogą mieć swoje elementy w UK. A zatem nie jest bez znaczenia, ile spośród polskich produktów jest reeksportowanych do UK z innych gospodarek (głównie europejskich). Krótkookresowo wprawdzie można spodziewać się akumulacji polskich dóbr, a przez to poprawienia naszych statystyk, jednak ten efekt wygaśnie zaraz po wejściu w życie umów.
Także w przypadku usług utrata rynku brytyjskiego będzie dotkliwa. W 2018 eksport polskich usług do UK wyniósł 4,4 mld euro. I ponownie, w świadczeniu pewnych usług polska się specjalizuje: transport i logistyka, usługi komputerowe, usługi audytu, księgowości i doradztwa podatkowego. Gros z nich pełni funkcje wtórne wobec innych działów gospodarki. Ponadto, na tym tle import w obszarach usług finansowych czy praw intelektualnych wydaje się obarczony mniejszym ryzykiem z uwagi np. na doregulowanie na szczeblu międzynarodowym.
Wprawdzie to UE jest stroną negocjacji, ale Polska ma wpływ na wypracowywane przez najbliższe 11 miesięcy porozumienie. Od jego treści zależy jak Brexit efektywnie dotknie polskie firmy od 2021: które branże, z jaką intensywnością i czy uda nam się jakoś te negatywne efekty zniwelować.
Kinga Grafa, Dyrektorka biura Konfederacji Lewiatan w Brukseli