Główny Urząd Statystyczny opublikował właśnie (g. 10) dane o inflacji za luty. Wynika z nich, że ceny towarów i usług konsumpcyjnych w lutym 2025 r. w porównaniu z analogicznym miesiącem ub. roku wzrosły o 4,9% (przy wzroście cen usług o 6,6% i towarów o 4,3%). W stosunku do poprzedniego miesiąca ceny towarów i usług wzrosły o 0,3% (w tym usług – o 0,8% i towarów – o 0,2%).
Dane GUS dot. poziomu inflacji komentuje Przemysław Barankiewicz, szef Finax na Polskę.
Blisko 5 proc. inflacji to dużo. Daleko od celu inflacyjnego NBP. Na dodatek, w środę bank centralny przedstawił nowe projekcje inflacyjne – wyższe niż wcześniejsze. Okazuje się, że z dużym prawdopodobieństwem nawet jeszcze w 2026 r. stopa inflacji może znajdować się blisko poziomu 5 proc. Co to oznacza dla nas, Polaków? Musimy inwestować. W przeciwnym razie, przy tym tempie wzrostu cen nasze środki stracą jedną czwartą wartości w 6 lat, a połowę w 14 lat. Inwestowanie wiąże się z ryzykiem, ale daje duże szanse nie tylko na utrzymanie, ale i zwiększenie realnej wartości naszych pieniędzy. Warto to podkreślać, tym bardziej że nad Wisłą skłonność do budowania poduszki finansowej rośnie – raporty rynkowe wskazują, że w ubiegłym roku Polacy rzeczywiście odbudowali swoje oszczędności. Z kolei styczniowe dane o sprzedaży detalicznej okazały się zaskakująco dobre (+4,8 proc. r/r), co sugeruje, że konsumenci zaczynają zgromadzony kapitał wydawać. Czas jednak pomyśleć o strategii długoterminowej i zabezpieczeniu przyszłości. W co inwestować w inflacji? Myślmy o surowcach, obligacjach skarbowych indeksowanych inflacją czy wreszcie produktach emerytalnych, m.in. wciąż mało znanym OIPE (Ogólnoeuropejski Indywidualny Produkt Emerytalny), skonstruowanym w unijnych gabinetach i zaprojektowanym tak, by w długim terminie pokonać wzrost cen. Pieniądze muszą pracować, a nie po prostu leżeć w banku. Tymczasem w Polsce trzymamy w bankach naprawdę oszałamiające sumy. Według grudniowych danych NBP, na kontach bankowych i lokatach znajdowało się ponad 2,35 biliona złotych. Z tego 1,54 biliona złotych stanowiły depozyty na żądanie. Ich oprocentowanie? Średnio 0,7 proc. rocznie. Siedem razy mniej niż stopa inflacji. W praktyce oznacza to, że pożyczasz bankowi 100 zł, a on po roku płaci ci za tą uprzejmość zaledwie 70 groszy w postaci odsetek, od których i tak odliczy 19 proc. na poczet podatku Belki. Nie brzmi to jak dobry interes, prawda? Tym bardziej, że wartość tych pieniędzy, właśnie przez inflację, realnie spada.