Jednym z największych wyzwań XXI wieku stało się widmo globalnego kryzysu klimatycznego. Jeszcze dekadę temu zagadnienie zmian środowiskowych uchodziło za nieco niszowe, a wyłącznie grupa najbardziej zmotywowanych aktywistów nagłaśniała problem m.in. śladu węglowego. Za przykładem ruchów oddolnych poszli również przedstawiciele odpowiedzialnego biznesu. Niestety, pomimo pewnego zwrotu w kierunku rozwiązań ekologicznych, naukowcy nadal biją na alarm — potrzebujemy szybszych i jeszcze bardziej skutecznych instrumentów do walki o lepsze jutro.
Na skróty:
Przerwa dla planety
Aby zobrazować skalę pogłębiającego się śladu węglowego, należy przybliżyć sytuację ostatnich miesięcy w dobie pandemii. W pierwszych etapach światowego lockdownu istniała szansa na pewne złagodzenie skutków kryzysu klimatycznego oraz spowolnienie degradacji środowiska naturalnego. Według szacunków Międzynarodowej Agencji Energetycznej (IEA), w 2020 roku odnotowaliśmy największy w historii spadek emisji CO2 właśnie za sprawą ograniczenia działalności niektórych gałęzi gospodarki. Nie jest to oczywiście rozwiązanie na dłuższą metę, ale pokazało to wielu przedsiębiorcom, że ich dotychczasowe rozwiązania wymagają znaczącej korekty. Stąd też ogromne zainteresowanie wykorzystaniem wodoru w transporcie, a także zmianą prądu ze źródeł konwencjonalnych na zieloną energię.
Spadek emisji CO2 w skali roku analitycy IEA szacują na 14,5%. Niestety trend nie utrzymał się długo. Już jesienią ub. r. wskaźniki były od 2 do 3% niższe, a w grudniu przekroczyły poziom z roku 2019 o 2%. Taki stan rzeczy podyktowany jest ciągłym wzrostem zapotrzebowania na energię elektryczną. Dr Fatih Birol, dyrektor wykonawczy IEA na łamach brytyjskiego “The Guardian” stwierdził, że alternatywy dla źródeł konwencjonalnych powinny być wspierane jeszcze intensywniej, aniżeli przed pandemią, a starania zarówno sektora prywatnego, jak i publicznego powinny skupiać się na ograniczeniu emisji o 45% do roku 2030 roku. Docelowo? Zeroemisyjność w połowie stulecia, ale tylko dzięki wdrażaniu innowacyjnych systemów energetycznych.
Pobiliśmy niechlubny rekord
Krótka przerwa dla planety zakończyła się kolejnym ciosem wymierzonym w stronę środowiska naturalnego. Według amerykańskiego meteorologa Eriac Holthausa, na początku kwietnia br. przekroczyliśmy poziom 418 cząstek CO2 na milion (ppm) emitowanych do atmosfery. Taki wynik, wraz z uwalnianiem innych związków, przekłada się na najwyższy poziom śladu węglowego w całej historii. Jak wyliczyli naukowcy z obserwatorium Mauna Loa na Hawajach, poziom dwutlenku węgla spada w okresie od maja do października, a więc w momencie, gdy na półkuli północnej kwitnie najwięcej roślin, które są w stanie wchłaniać szkodliwe substancje. Niestety, na jesieni stężenie CO2 zaliczy kolejne wzrosty.
Według prognoz Międzynarodowej Agencji Energetycznej na rok 2021, światowa emisja ma wzrosnąć o 5%. Jeśli faktycznie będziemy świadkami takiego scenariusza, ustanowimy absolutny rekord od co najmniej 800 tys. lat. Niestety, obecne wskaźniki nie wróżą szybkiego powrotu do stabilnych wskaźników, ponieważ względnie bezpieczny poziom 350 ppm przekroczyliśmy już w roku 1987. Dla porównania, przed erą przemysłową ludzkość notowała wyniki rzędu od 260 do 270 ppm. Ponadto, zbliżamy się już do pułapu 500 ppm, po którego przekroczeniu istnieje realne zagrożenie całkowitej degradacji Arktyki i Antarktydy.
Rynek potrzebuje zielonych alternatyw
Tegoroczne raporty IEA nie pozostawiają wątpliwości — rynek potrzebuje coraz więcej energii, jednak dla większości gospodarek nadal jedyną alternatywą jest węgiel. Popyt na ten surowiec ma wzrosnąć o 4,5% – szczególnie w Azji, która będzie odpowiadać za największy odsetek globalnej emisji, choć m.in. Chinom i Indiom wtórować będę państwa Bliskiego Wschodu oraz Rosja. Nieco lepiej ma być w realiach europejskich i amerykańskich, w których zainteresowanie źródłami konwencjonalnymi nie przekroczy poziomu z rekordowego roku 2014. Według Fatiha Birola, dyrektora wykonawczego Agencji, brak zdecydowanej reakcji na trendy regionalne może doprowadzić do sytuacji, w której rok 2022 będzie jeszcze bardziej katastrofalny w skutkach niż obecne wskaźniki. Na szczęście jest również druga strona energetycznego medalu.
Prognozowane przez IEA zainteresowanie źródłami odnawialnymi wyniosło w br. 3%, a w następnym sezonie może objąć poziom 8%. Są to przełomowe wskaźniki mówiące o rosnącej świadomości zarówno konsumentów indywidualnych, jak i klientów biznesowych, którzy coraz częściej stawiają na zieloną energię. Właśnie dzięki takim decyzjom światowa emisja dwutlenku węgla może spotkać się z przysłowiową ścianą w postaci solidarnej odpowiedzialności rynku.
Oczywiście, że tak. Dzięki (eko)świadomym klientom jesteśmy w stanie przeciwstawić się kryzysowi klimatycznemu, ale konsumenci oraz przedsiębiorcy muszą wspierać odpowiedzialne innowacje, takie jak zielona energetyka czy też zrównoważony transport. Wodór, a także inne źródła odnawialne to klucz do pokonania nadmiernej emisji CO2. Na szczęście coraz więcej osób podziela taką wizję rozwoju na najbliższe lata.
Autor: Julia Piątkowska, Kierownik biura marketingu i komunikacji Respect Energy