– Najpierw Polski Ład w Polsce sprawił, że menadżerowie średniego i wyższego szczebla zaczęli się rozglądać za nową pracą, bo nowe rozliczenia podatkowe zabrały im z kont nawet kilka tysięcy złotych miesięcznie. Potem jednak przyszła wojna w Ukrainie i nagle Ci poszukujący stwierdzili, że w sumie lepiej jest się nie wychylać i przetrwać ten trudny dla rynku pracy czas. Mamy nadal rynek pracownika, ale w przeciwieństwie do Wielkiej Brytanii, Australii, Francji czy Stanów Zjednoczonych w Polsce „Wielkiej Rezygnacji” nie będzie – przekonuje Dorota Siedziniewska-Brzeźniak, ekspert rynku pracy i prokurent w Idea HR Group.
Trudne zadanie headhunerów. „To nie jest czas na wyskakiwanie z bezpiecznej łodzi na szerokie, ale niepewne wody”
Wielką rezygnacją nazwano zjawisko, które w 2021 roku pojawiło się w Stanach Zjednoczonych oraz później w wielu krajach europejskich. To niepokojący trend polegający na masowej rezygnacji pracowników z dotychczasowych stanowisk. Odchodzili oni z pracy nawet nie mając zapewnionych stanowisk alternatywnych. Po pandemii COVID-19 stwierdzili, że trzeba postawić na siebie i szukać dla siebie odpowiedniej przestrzeni. W Polsce eksperci również zapowiadali, że takie zmiany mogą nadejść. Wiele jednak wskazuje, że wojna w Ukrainie sprawiła, że wiele osób jednak zostanie w swojej pracy.
– „Wielkiej Rezygnacji” w Polsce nie będzie, bo sytuacja na rynku pracy po 24 lutego znacząco się zmieniła. Wojna jest czynnikiem generującym niepewność, podobnie jak było z koronawirusem, to nie jest więc czas na wyskakiwanie z bezpiecznej łodzi na szerokie, acz niepewne wody. Widzimy to po ilości ofert pracy. Jest ich mniej, a headhunterzy, którzy byli dogadani z menadżerami czy kierownikami również musieli obejść się smakiem, bo Ci zdecydowali się zostać w swoich firmach – wyjaśnia Dorota Siedziniewska – Brzeźniak, ekspert rynku pracy.
– Polacy są mniej skłonni do ryzykowania bezpieczeństwem finansowym niż np. Brytyjczycy czy Amerykanie. Polacy odchodzą z pracy zwykle, gdy mają już zapewnioną opcję zatrudnienia w innym miejscu. Obecna sytuacja powoduje, że trudno jest być czegoś pewnym na 100%. Osoby z którymi rozmawiałam nie obawiają się napływu osób z Ukrainy, nie czują się zagrożeni ich obecnością na rynku pracy. Czują jednak pewien ogólny niepokój, stąd powstrzymanie decyzji o zmianie pracy – dodaje Dorota Siedziniewska – Brzeźniak.
Nowa szansa dla pracodawców?
Eksperci przyznają, że w Polsce nadal mamy rynek pracownika i obecna sytuacja wojenna, podobnie jak koronawirus w roku 2020 i 2021 nie zmienia nic w radykalny sposób.
– Jeżeli ktoś poszukuje pracy to na pewno ją znajdzie. Transport, logistyka, przemysł, budownictwo, sektory ICT i BPO, handel, hotelarstwo, księgowość, mogłabym bez końca wymieniać sektory, gdzie rekrutacje prowadzone są na bieżąco. Nie ma więc mowy o tym, by rynek pracy się zatrzymał. Jest jednak ogólne poczucie, że wstrzymać się należy w podejmowaniu decyzji o zmianie pracy jeżeli nie mamy gwarancji alternatyw – mówi Dorota Siedziniewska – Brzeźniak.
Istnieje przekonanie, że zatrzymanie drogi do „Wielkiej rezygnacji” może być dla pracodawców dużą szansą na zatrzymanie pracowników, którzy w firmie czuli się niepewnie.
– Jeżeli mamy świetnego menadżera, a on rozglądał się za innymi ofertami, to teraz jest doskonała szansa do tego, by przekonać go, że warto zostać w firmie. Ten kryzys to szansa dla pracodawców, by tchnąć w zespół nowe życie, to szansa na wysłanie do swoich pracowników jednoznacznego komunikatu: gdzie Ci będzie tak dobrze jak u nas? Masz pewną pracę, a my jeszcze dokładamy Ci benefity czy premię. Wiem, że wielu przedsiębiorców tak właśnie wykorzystuje obecną sytuację. Zatrzymując tych, którzy już prawie odeszli – dodaje ekspertka rynku pracy i prokurent w IDEA HR Group.