EDUKACJACoraz mniej szkół, coraz więcej uczniów - niżu demograficznego nie widać w...

Coraz mniej szkół, coraz więcej uczniów – niżu demograficznego nie widać w polskich podstawówkach

Coraz mniej szkół, coraz więcej uczniów – niżu demograficznego nie widać w polskich podstawówkach

Polscy uczniowie są przemęczeni, a wypalenie zawodowe to codzienność wśród nauczycieli. Tak w skrócie można ocenić kondycję polskiej edukacji, której daleko do ideału. Oświata nie jest w stanie sobie poradzić z niżem demograficznym i przenoszeniem się ludzi do większych ośrodków miejskich. To wszystko wpływa na jakość kształcenia w polskich szkołach podstawowych. O tym edukacyjnym kołowrotku i sposobach na wyjście ze schematów opowiada Karolina Pol, dyrektor Niepublicznego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli EduKaPol Szkolenia.

Dziś mamy sytuację paradoksalną, ponieważ mimo niżu demograficznego, okazuje się, że uczniów w placówkach jest zbyt wielu. Powoduje to najczęściej przechodzenie szkół podstawowych na systemy zmianowe. Zdarza się, że okoliczne placówki są zamykane, a uczniowie przenoszeni do odległych szkół, przez co wydłuża się droga, jaką dzieci muszą pokonać z domu do szkoły. Dzieci są zmęczone, co nie sprzyja nauce. Co więcej, klasy są coraz liczniejsze, co powoli przekłada się na sposób nauczania, w którym brak miejsca na pielęgnowanie indywidualności ucznia i refleksję. To niebezpieczna sytuacja – ostrzega Karolina Pol.

Zbyt wielu uczniów

Wiele badań potwierdza, że im mniejsza klasa, tym uczniowie bardziej korzystają z lekcji. Do najbardziej znanych opracowań naukowych potwierdzających tę tezę, wliczają się te zrealizowane przez naukowców z Uniwersytetu z Tennessee, które potwierdziły, że zmniejszenie liczebności klas ma pozytywny wpływ na wyniki uczniów, zwłaszcza w zakresie czytania i matematyki. W polskich szkołach publicznych niestety już mamy do czynienia ze zbyt dużą liczbą uczniów w klasach, a nic nie wskazuje na to, że sytuacja ulegnie zmianie. Według nowych regulacji prawnych od pierwszego września obowiązkiem szkolnym objęte zostały dzieci z Ukrainy, a maksymalna liczebność klas została zwiększona z 25 do 29 uczniów.

Jedną z najważniejszych kwestii, jaką trzeba poruszyć w kontekście „przeludnienia” polskich klas jest ich wysokie zróżnicowanie. Już dziś w tej samej klasie mamy uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi oraz tych, którzy wykazują wybitne uzdolnienia. Aktualnie nauczyciel stoi przed wyzwaniem, aby sprostać realizacji podstawy programowej, uwzględniając przy tym potrzeby edukacyjne poszczególnych uczniów. Nie jest to łatwe zadanie, szczególnie, że im więcej uczniów, tym trudniej stosować indywidualne podejście. Ponadto trzeba zapewnić komfort i edukację dzieciom z Ukrainy, które mają trudności komunikacyjne. Przyszłość zarysowuje się nam taka, że klasy będą jeszcze bardziej zróżnicowanie i nauczyciel będzie musiał się mierzyć z coraz większą liczbą naprawdę trudnych edukacyjnie sytuacji – podkreśla Karolina Pol.

Mniej metrów kwadratowych na ucznia

Warto podkreślić, że zwiększenie liczebności klas wpływa na trudności z organizacją przestrzeni. W klasie mamy więcej dzieci, a pomieszczenie pozostaje takie samo, a to oznacza, że na jednego ucznia przypada mniej metrów kwadratowych. Może to sprawić, że stworzenie atmosfery sprzyjającej nauce będzie nie lada wyzwaniem.

Dostawiamy stoliki, organizujemy przestrzeń tak, żeby ci wszyscy uczniowie się zmieścili, ale tym samym budujemy paradoksalnie dystans pomiędzy nauczycielem, a dziećmi – sytuację edukacyjną niesprzyjającą budowaniu relacji. Przy tak dużej liczbie uczniów nie ma możliwości reorganizacji przestrzeni – nie ma możliwości na przykład posadzenia dzieci w kręgu czy podzielenia ich na mniejsze grupy robocze. To duży problem, ponieważ wszelkie metody praktycznego działania – metody projektu czy metoda STEAM – zakładają współdziałanie uczniów, które trudno osiągnąć w dużej grupie. Taką sytuację mamy w przypadku zajęć rozwijających kompetencje emocjonalno-społeczne czy tak zwanych TUS-ów, których efektywność zależy od małej liczby uczestników. Kiedy myślimy więc o przyswajaniu wiedzy i nabywaniu umiejętności przez dzieci, to zakładam, że niestety zwiększenie liczebności uczniów w klasach raczej będzie powodowało zmniejszenie efektywności i jakości nauczania – mówi Karolina Pol.

Trzeba zaznaczyć, że problemem polskich szkół jest nie tylko liczebność klas, ale i dostępność sal lekcyjnych. Już dziś spora część placówek, szczególnie tych w dużych miastach czy prężnie rozwijających się lokalizacjach, pracuje w systemie zmianowym. Oznacza to, że część uczniów uczęszcza do szkoły w godzinach porannych, a pozostałe dzieci – w godzinach popołudniowych.

Już teraz zaczyna dochodzić do sytuacji, w których dzieci wracają ze szkoły później niż rodzice z pracy. Znam placówki, w których są aż trzy zmiany, pierwsza zaczyna się już o 7:10, a ostatnia kończy nawet po godzinie 19:00. Dobrze, jeśli uczeń ma następnego dnia czas, by wyspać się, zregenerować siły i odpocząć od nauki. Niestety, widziałam takie plany, według których były klasy, które kończyły o 19.10, a następnego dnia musiały być w szkole już z samego rana. Gdzie czas na odpoczynek? Gdzie czas na aktywności poza szkołą? – dodaje ekspertka.

Szkolny bilans

Mogłoby się wydawać, że lekarstwem na bolączki związane z przeludnieniem polskich klas i polskich szkół powinno być budowanie nowych placówek edukacyjnych. Niestety, jak podkreśla ekspertka, mamy tyle szkół na ile pozwala nam system finansowania. Posługując się ogólnodostępnymi danymi z Głównego Urzędu Statystycznego oraz Centralnego Ośrodka Informacji Gospodarczej, można oszacować, że w roku szkolnym 2022/2023 zamknięto około 150 szkół podstawowych a otwarto jedynie nieco mniej niż 40.

Problem jest złożony. Z jednej strony szkoły w mniejszych miejscowościach – te nierentowne, w których uczyło się mało dzieci – są zamykane. Wydaje się to logiczne, że jeśli mamy do czynienia z nierentowną placówką, najlepiej jest ją zamknąć. Niestety oznacza to, że nagle w szkołach w mniejszych miasteczkach przewidzianych tylko dla dzieci z tychże lokalizacji, zbierają nam się dzieci z całej gminy i te szkoły są wtedy przeciążone. Z drugiej strony w dużych miastach brakuje szkół. Są dzielnice, w których deweloperzy budują nowe domy, nowe mieszkania ludności na ten teren przybywa, a placówka nadal jest jedna. Zarówno w jednym, jak i drugim przypadku, mamy do czynienia z sytuacją, gdy do szkoły chodzą dzieci, które mieszkają daleko od placówki, a co za tym idzie, coraz więcej uczniów poświęca coraz więcej czasu, by dotrzeć do szkoły – podkreśla ekspertka.

Ustalenie priorytetów

– Uważam, że to uczniowie powinni być priorytetem dla szkoły i szkoła powinna być dostosowana do nich – nie na odwrót. Tylko wtedy można mówić o efektywnej nauce, warunkach sprzyjających poszerzaniu wiedzy i odkrywaniu własnych pasji. Pamiętajmy, by traktować dzieci podmiotowo, bo to jest właśnie fundamentem edukacji – podsumowuje Karolina Pol.

NAJNOWSZE ARTYKUŁY

- Reklama -Osteopatia Kraków

POLECAMY

złoto

Czy złoto ma szansę na kontynuację wzrostów w 2024 roku?

0
Złoto pokazało w ostatnich latach, że potrafi kontynuować wzrosty i osiągać kolejne historyczne szczyty, nawet w środowisku wysokich stóp procentowych. Oczywiście same wysokie stopy procentowe to efekt nadmiernie wysokiej inflacji, która sprzyjała popytowi na...