Wiosenne wybory do Europarlamentu były w Polsce kolejnym etapem maratonu wyborczego. Przed nami jego jesienna kontynuacja, tym razem o mandaty do Sejmu i Senatu. Na początku sierpnia Andrzej Duda podpisał zarządzenie o przeprowadzeniu wyborów parlamentarnych 13 października. W przyszłym roku zagłosujemy nad wyborem Prezydenta. Czy za każdym razem musimy jednak fatygować się do lokalu wyborczego? Przecież wystarczy pójść w ślady Estonii i postawić na e-voting.
Bez Internetu nie wyobrażamy sobie już życia. Dzięki niemu przeżywamy emocje sportowe, oglądamy filmy oraz seriale, dokonujemy transakcji finansowych, komunikujemy się ze światem. Stworzony po to żeby ułatwiać i uprzyjemniać nam życie. Może więc darujmy sobie maszerowanie do lokalu wyborczego, stanie w kolejce do komisji i zaznaczanie X na wielkich płachtach do głosowania? To czasochłonne, ale także drogie bo przecież trzeba wyprodukować miliony kart do głosowania i opłacić członków zasiadających w komisjach. A może wystarczyłoby zalogowanie się na smartfonie lub laptopie i szybkie kliknięcie? Czy taki głos ma mniejsze znaczenie od tego „pisanego”? No przecież nie! Czy taka opcja zmobilizuje ludzi do głosowania i znacząco podniesie frekwencję? Na 100%!
Pozytywnego przykładu nie musimy szukać po drugiej stronie kuli ziemskiej. Jest takie państwo w basenie nadbałtyckim, które już w 2005 roku zaczęło przyzwyczajać obywateli do e-głosowania. Estończycy słyną z odważnego stawiania na nowoczesne rozwiązania technologiczne, ale początki w tym przypadku były trudne. 14 lat temu tylko 2% obywateli zdecydowało się na oddanie e-głosu. Obecnie w każdym głosowaniu około 30-40% wyborców stawia na e-voting. Rekordowe, prawie 50% internetowych głosujących odnotowano podczas niedawnych wyborów parlamentarnych. I-voting to nazwa systemu używanego podczas estońskich wyborów. Podstawą jego stosowania jest dokument tożsamości w wersji elektronicznej. To rozwiązanie, które od tego roku funkcjonuje także w Polsce – czyli jedną przeszkodę mamy już za sobą. E-dowód potwierdza w sieci tożsamość głosującego obywatela. To, plus urządzenie elektroniczne posiadające odpowiedni czytnik, staje się przepustką do cybergłosowania. W tym celu można skorzystać z komputera podłączonego do sieci internetowej albo specjalnej karty SIM i osobistych kodów PIN. Metoda zyskuje coraz więcej zwolenników ponieważ korzystają z niej też m.in. w Niemczech, Francji, Włoszech, Holandii, a nawet Rumunii. To europejski trend, a nie fanaberia wprowadzona tylko dla wygody. Jakoś jednak w naszym kraju na razie nie słychać o jakiejkolwiek perspektywie wprowadzenia e-votingu.
Eksperci rynku informatycznego nie mają wątpliwości, że to pomysł nad którym warto się pochylić, rozmawiać i analizować. Istnieją już podwaliny pod system głosowania online czyli Profil Zaufany. Każdy może go bardzo prosto założyć, a cała procedura zajmuje w banku dosłownie 5 minut. Więc najważniejszy komponent już mamy, jesteśmy w stanie potwierdzić solidnie tożsamość głosującego – analizuje Bartosz Gadzimski, CEO firmy hostingowej Zenbox. Zostaje kwestia samego systemu do głosowania, ale skoro mamy już system typu ePUAP to formalnością jest dodanie opcji głosowania. Kilka dobrych audytów bezpieczeństwa, 1-2 firmy zewnętrzne, które będą nadzorować sam proces i mamy gotowy system.
Czemu więc raczej nieprędko doczekamy się elektronicznego głosowania nad Wisłą? Po pierwsze to drogie rozwiązanie. Potrzebne jest specjalistyczne oprogramowanie i aparatura informatyczna. Po drugie, jak wszystko co cyber, narażone jest na ataki hakerskie. Zabezpieczenie tak gigantycznego przedsięwzięcia zaangażowałoby wielkie zasoby ludzkie i oczywiście generuje kolejne koszty. No i po trzecie: anonimowość. Mądre powiedzenie mówi: w Internecie nic nie ginie. Kartka do głosowania zapewnia, że nikt nigdy nie wyciągnie nam tego jak głosowaliśmy. W sieci jakiś ślad może pozostać. Żeby jednak minusy nie przysłoniły plusów to warto podkreślić, że odpada nam logistyka całego dotarcia do lokalu wyborczego. Często spekuluje się, że wpływ na frekwencję może mieć na przykład pogoda. Gdy zimno, deszczowo lub bardzo gorąco niektórzy wyborcy tracą rezon i ochotę na jednorazowe wyjście do lokalu wyborczego. We własnych czterech ścianach aura nam niestraszna. Siarczysty mróz czy palące słońce nie powstrzymają od kliknięcia w upatrzonego kandydata. No i potem liczenie. Żmudne, ręczne przeliczanie można zastąpić błyskawiczną kalkulacją wykonaną przez oprogramowanie.
Doktor Krzysztof Grzegorzewski z katedry Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Łódzkiego od ponad 10 lat przygląda się i analizuje zachowania polskich wyborców. Jego zdaniem głosowanie elektroniczne z pewnością zaktywizuje dużą część osób w młodym i średnim wieku, nienawykłych do załatwiania spraw urzędowych w tradycyjny sposób. Pokolenie wchodzące w dorosłość i to między 20 a 30 rokiem życia wyrosło w kulturze, którą nazywamy cyfrową. Niezależnie jednak od tego nie należy rezygnować, przynajmniej przez kilkanaście najbliższych lat, z systemu głosowania tradycyjnego. Starsze i średnie pokolenia nie obcują w swobodny sposób z Internetem i dla nich kartka jest gwarancją sprawdzonego sposobu oddania głosu – analizuje specjalista UŁ.
Czy to takie proste? Tak! Warto dodać, że mamy specjalistów ledwie kilkaset kilometrów od Polski. W Estonii w 2005 roku zaczęli od 1.9% udziału osób głosujących online, aż po 43.8% w roku obecnym. Biorąc pod uwagę, że to kraj który chętnie dzieli się swoją wiedzą, a wybory przeprowadzili już 14 lat temu wprowadzenie ich w Polsce powinno być formalnością – z optymizmem patrzy Bartosz Gadzimski. Ostrożniej do sprawy podchodzi jednak przedstawiciel nauki. Znając polskie realia, nie byłbym pewien czy system w pełni zadziała. Po stworzeniu sugerowałbym najpierw jego kilkukrotne sprawdzenie w referendach, które logistycznie są podobne do wyborów, ale jednak prostsze. Pozwoli to na wprowadzenie na bieżąco korekt i wypracowanie symulacji jak mechanizm sprawdzi się w skomplikowanych wyborach np. samorządowych – podsumowuje Krzysztof Grzegorzewski.
Podsumowując e-voting znajdzie wielkich zwolenników, ale także antagonistów, którzy nie zaufają „jakiemuś tam algorytmowi i maszynce”. Skoro jednak w smartfonach i komputerach mamy już prawie całe nasze życie to wydaje się, że jest to droga, którą prędzej czy później podążymy również w Polsce. Być może warto się nad tym zastanowić i stopniowo, testowo wprowadzać elektroniczne głosowanie. Papier wszystko przyjmie, także „iksa” przy nazwisku kandydata na prezydenta, posła czy eurodeputowanego, ale czemu nie iść z duchem czasu i postępem? Dajmy ludziom decydować: długopis czy myszka lub smartfon. W końcu, podobno, życie to sztuka wyboru – także tego politycznego.