Złoto po wyznaczeniu kolejnego ATH popadło w lekką konsolidację będącą konsekwencją realizowania zysków przez część inwestorów. Fundamenty do wzrostów pozostają silne, a poziom 3 000 dolarów za uncję – realny.
Tydzień rozpoczął się od kontynuacji trwającej od końca września konsolidacji w okolicach 2 650 USD, by we wtorek przejść do drobnej korekty (2 610 USD po danych z rynku pracy w USA). Jednak już od środy kurs złota zaczął wzrastać i finalnie powrócił w piątek w okolice 2 660 USD za uncję.
W polskim złotym kształt wykresu był podobny, jednak różniły się kwoty – w dalszym ciągu poruszamy się dużo powyżej 10 tys. złotych za uncję, co dla jednych stanowi nową rzeczywistość, z którą trzeba się będzie pogodzić, dla drugich zaś jest powodem do podejmowania decyzji o realizacji zysków lub wstrzymaniu się z zakupami. Kto ma rację? Nie mam szklanej kuli, jednak wielu analityków z poważnych instytucji, jak chociażby duże banki inwestycyjne, składania się ku tej pierwszej opcji – to jest nowa rzeczywistość.
Jeśli chodzi o tych drugich, a więc tych, którzy czekają, aż złoto wyznaczy ostateczny pik i zacznie spadać – to oni odpowiadają za korekty po każdym ATH, realizując swoje zyski, czego oczywiście nikt im nie broni.
Na skróty:
Złote ETFy ruszają na zakupy
Fundusze ETF zabezpieczone złotem przeżywały przez długi czas pewien zastój. To właśnie inwestorzy aktywni na rynku „papierowego złota” są tymi, którzy najbardziej podatni są na to, jak zachowuje się kurs, ponieważ ich intencją nie jest długoterminowe zabezpieczenie, a najczęściej właśnie spekulacja.
Czas, kiedy napływy do ETFów zabezpieczonych złotem były mniejsze lub wręcz ujemne, był czasem wielkiej niepewności. Z jednej strony ceny były wysokie, z drugiej panowała duża niepewność, wobec tego, jak zachowa się Fed w obliczu inflacji. Niepewność ta objawiała się naprzemiennymi okresami wzrostów i stagnacji. Banki centralne, których celem nie jest spekulacja, konsekwentnie realizowały swoje zakupy. Inwestorzy ETFowi czekali lub przynajmniej starali się nie robić nerwowych ruchów.
Jednak, według najnowszych danych Światowej Rady Złota, obserwujemy właśnie odwrócenie tego trendu. Jeszcze w kwietniu odpływy z funduszy przewyższały napływy. Od maja przeważają napływy. Wzrasta także udział funduszy z Ameryki Północnej, które w zasadzie od maja 2023 roku, z niewielkimi wyjątkami notowały głównie odpływy. W ubiegłym miesiącu fundusze te dodały 16,2 tony kruszcu do swoich zasobów, z czego aż 15,5 w samych Stanach Zjednoczonych.
To pokazuje, że nawet w okresie tak wysokich cen złota, inwestorzy nastawieni na spekulację, widzą w złocie potencjał do wzrostu. I – co chyba w tym wszystkim najistotniejsze – znajduje to odzwierciedlenie w zakupach, nie tylko w prognozach.
Momentem decydującym było oczywiście obniżenie stóp procentowych przez Fed, a fakt, że głębokość cięcia wyniosła aż 50 punktów bazowych, jeszcze bardziej zachęcił inwestorów do zakupów.
Chiny nie kupiły złota piąty miesiąc z rzędu
Gdy chwilę wcześniej pisałem o konsekwentnych zakupach banków centralnych, pominąłem oczywiście Ludowy Bank Chin. Ten nie kupił złota (przynajmniej oficjalnie) już piąty miesiąc z rzędu. A wcześniej dokonywał zakupów każdego miesiąca przez półtora roku. Co się wydarzyło?
Według stratega surowcowego Wisdom Tree, Nitesha Shaha, Chiny chcą mieć więcej złota, jednak czekają na lepsze ceny. Takie wytłumaczenie zdaje się być równie trafne, co błędne. Trzeba mieć naprawdę niedźwiedzie nastawienie, by oczekiwać w tym momencie, że ceny złota będą „lepsze”, w szczególności wspierając działania mające na celu dedolaryzację światowej gospodarki. Wszak osłabianie dolara tylko umocni złoto.
A może, zgodnie z naukami Sun Tzu, jest to fortel? Może tak naprawdę nie chodzi o to, że Chińczycy czekają na lepszą cenę? Może nie na rękę jest im zbytnie osłabienie dolara w momencie, gdy w dalszym ciągu posiadają jeszcze wiele rezerw walutowych denominowanych w walucie amerykańskiej?
A mówiąc o Sun Tzu, nie należy zapominać także o długiej tradycji chińczyków w kupowaniu złota „pod stołem” i nieraportowania swoich zakupów. Byłoby to bardzo łatwe w sytuacji, gdy Chiny są największym producentem złota, a także gdy działają w sojuszu z Rosją, która poza paliwami kopalnymi, ma do zaoferowania właśnie złoto.
O tym, w co grają Chińczycy, przekonamy się zapewne w przyszłości.
Kiedy RPP obniży stopy?
W przyszłości dowiemy się także, kiedy Rada Polityki Pieniężnej obniży stopy procentowe. Zdaniem członka RPP, Henryka Wnorowskiego, potencjalnym momentem na podjęcie takiej decyzji byłby przełom I i II kwartału przyszłego roku. W marcu NBP będzie dysponował najnowszą projekcją, uwzględniającą ewentualne podwyżki cen na przełomie roku. Prawdopodobnie będziemy także mieli szczyt inflacji za sobą. Spodziewać się należy spokojnych obniżek rzędu 25 punktów bazowych.
Jest to nieco łagodniejsza retoryka niż ta, która panowała jeszcze do niedawna, co może być związane z faktem, że stopy procentowe obniżyły już banki takich państw jak USA, Szwajcaria, Dania, Szwecja czy Czechy. Stopy zostały obniżone także w strefie euro.
Z drugiej strony, na ten moment mamy wciąż do czynienia z rosnącą inflacją. We wrześniu wyniosła ona 4,9 proc. r/r względem 4,3 proc. w sierpniu. Nie należy też zapominać, że w Radzie Polityki Pieniężnej pojawiają się także głosy o konieczności podwyżki stóp procentowych (prof. Joanna Tyrowicz). Choć więc wysokie stopy procentowe są przyczyną niedogodności i mogą stwarzać pewne zagrożenia, po drugiej stronie mamy inflację, której kwestia w dalszym ciągu nie wydaje się być przesądzona.
Jasnym punktem tego, co dzieje się w otoczeniu Narodowego Banku Polskiego, są niewątpliwie rezerwy złota. Te, według wyliczeń (chociażby serwisu Bankier.pl) wynosić mogą już nawet 420 ton, co stawia nas w grupie liderów zakupów złota. Zważywszy, że jeszcze w 2018 roku, nasze rezerwy wynosiły zaledwie niecałe 103 tony.
Choć poziom rezerw złota wydaje się być kwestią dość abstrakcyjną, bo przecież dlaczego mielibyśmy cieszyć się z 420 ton złota, skoro mamy wysokie stopy procentowe i inflację, to jednak dają one pewne poczucie bezpieczeństwa. Mamy większe rezerwy złota niż Wielka Brytania. Jak podkreśla prof. Adam Glapiński, mamy już ok. 200 mld dolarów rezerwy walutowej, co stanowi niepodważalny dowód wiarygodności i wypłacalności dla naszych partnerów handlowych i inwestorów – również w sytuacjach głębszych zawirowań.