Przeszło jedna czwarta Polek i Polaków uzależnia decyzję o posiadaniu potomstwa od swojej sytuacji mieszkaniowej. Z okazji Dnia Dziecka eksperci portalu RynekPierwotny.pl sprawdzili, co robią w tej sprawie rządzący oraz jakie są efekty ich działań.
– Ze statystyk demograficznych GUS wynika, że wiele par odkłada decyzję o posiadaniu pierwszego lub kolejnego dziecka, a nierzadko rezygnuje z potomstwa. Składa się na to wiele czynników, a jednym z najważniejszych jest brak stabilności mieszkaniowej – mówi Marek Wielgo, ekspert portalu RynekPierwotny.pl.
Tezę tę potwierdza badanie przeprowadzone przez Habitat for Humanity Poland. Fundacja zapytała Polki i Polaków o to, czy są takie decyzje życiowe, które uzależniają od poczucia bezpieczeństwa w kwestii zaspokojenia swoich potrzeb mieszkaniowych.
W Habitat wyjaśniają, że dla jednych może to oznaczać posiadanie własnego mieszkania lub domu, a dla innych np. długoterminowy najem lub względną łatwość spłaty kredytu mieszkaniowego. Aż 26% respondentów przyznało, że od stabilnej sytuacji mieszkaniowej uzależnia powiększenie rodziny o pierwsze lub kolejne dziecko. Problem w tym, że – jak pokazało badanie – kwestia mieszkaniowa wciąż jest jednym z najbardziej palących wyzwań stojących przed rządem i samorządami. Brak mieszkania i perspektyw na rozwiązanie tej kwestii jest bowiem jednym z trzech najważniejszych problemów polskich rodzin (po niskich zarobkach i niesprawnej służbie zdrowia).
O tym, jak trudno jest się usamodzielnić, świadczy m.in. bardzo wysoki odsetek „gniazdowników”, jak nazywani są młodzi dorośli w wieku od 25 do 34 lat, którzy mimo ukończenia studiów i znalezienia pracy wciąż mieszkają pod jednym dachem z rodzicami. Według najnowszych danych Eurostatu, w 2021 r. odsetek „gniazdowników” wynosił blisko 49%, a od 2005 r. wzrósł o ponad 12 pkt procentowych! Ponadto jednym z najwyższych w UE jest też wskaźnik pokazujący odsetek populacji żyjącej w przeludnionych mieszkaniach. U nas wynosi on aż 35,7%.
Tymczasem trwający od ponad 30 lat stan depresji urodzeniowej pogłębił się w ostatnich latach. Chcąc zapewnić rozwój demograficzny kraju, to w danym roku na 100 kobiet w wieku rozrodczym powinno przypadać średnio co najmniej 210–215 urodzonych dzieci. Według GUS w 2021 r. przypadało zaś tylko 133. Niski obecnie poziom dzietności będzie miał negatywny wpływ także na przyszłą liczbę urodzeń, ze względu na zdecydowanie mniejszą w przyszłości liczbę kobiet.
Eksperci portalu RynekPierwotny.pl przyznają, że od kilkunastu lat rządzący podejmują działania mające odwrócić ten negatywny trend. W czasach rządów PO-PSL jednym z pięciu filarów polityki prorodzinnej były dopłaty do kredytu na zakup mieszkania lub budowę domu w ramach programu „Mieszkanie dla Młodych”. Małżeństwa i osoby z dwójką dzieci mogły otrzymać dopłatę w wysokości 20% ceny mieszkania, a posiadanie większej liczby potomstwa było premiowane trzydziestoprocentową dopłatą. Na dodatkową pięcioprocentową dopłatę mogły liczyć rodziny, w których w ciągu pięciu lat od zakupu mieszkania przyszło na świat trzecie bądź kolejne dziecko.
– Program chyba nie do końca spełnił pokładane w nim oczekiwania. Wprawdzie skorzystało z niego ponad 110 tys. gospodarstw domowych. Po dopłatę do kredytu mieszkaniowego sięgały jednak głównie osoby samotne i bezdzietne małżeństwa. Oczywiście nie można wykluczyć, że część z nich po jakimś czasie dorobiła się potomstwa – ocenia Marek Wielgo.
Ekspert portalu RynekPierwotny.pl zwraca uwagę, że na wsparcie kupujących mieszkania za kredyt zdecydował się także obecny rząd Zjednoczonej Prawicy. Działający od roku program „Mieszkanie bez wkładu własnego” zakłada częściową spłatę kredytu mieszkaniowego. W przypadku, gdy w rodzinie kredytobiorcy przyjdzie na świat drugie dziecko, spłata wyniesie 20 tys. zł, zaś jeśli urodzi się trzecie albo kolejne – każdorazowo 60 tys. zł.
Z kolei w ramach programu „Pierwsze Mieszkanie”, który ma zacząć obowiązywać od 1 lipca 2023 r., rodziny i osoby z dziećmi będą mogły uzyskać wyższą kwotę preferencyjnego kredytu rodzinnego na zakup pierwszego mieszkania – maksymalnie 600 tys. zł. Singiel będzie mógł zaś pożyczyć o 100 tys. zł mniej.
Ponadto rodzice z co najmniej dwójką dzieci będą mogli oszczędzać na zakup większego lokum na specjalnym Koncie Mieszkaniowym. Państwo dołoży się w formie premii i zwolnienia oszczędności z podatku od odsetek.
– Skłonność Polek do posiadania dzieci raczej nie wzrośnie dzięki tego rodzaju programom. Tym bardziej że spłata kredytu to potężny stres i obciążenie domowego budżetu. W tej sytuacji trudno jest oczekiwać licznego potomstwa – komentuje Marek Wielgo.
Według niego ingerencja w rynek za pomocą dopłat może prowadzić paradoksalnie do spadku dostępności mieszkań na skutek wzrostu ich cen. Młodym Polkom i Polakom chodzi raczej o to, aby zdobyć stabilne, pewne miejsce pracy, które będzie się wiązało z zadowalającymi dochodami i w konsekwencji z szansą na posiadanie własnego mieszkania. Większy sens ma wspieranie przez państwo i samorządy tych, których nie stać na kupno mieszkania za kredyt, ani nawet na najem rynkowy.
Przeszło sześć lat temu rząd Zjednoczonej Prawicy przyjął Narodowy Program Mieszkaniowy, którego priorytetem jest budowa dostępnych cenowo mieszkań na wynajem, głównie z myślą o rodzinach. Jeszcze na początku roku na rządowej stronie internetowej dedykowanej programowi „Mieszkanie Plus” można było znaleźć zapowiedź zwiększenia zasobów mieszkaniowych gmin o ponad 150 tys. lokali czynszowych w okresie od 2019 do 2025 r.
– Wiele wskazuje na to, że efekty tego programu będą znacznie skromniejsze od zapowiadanych. Póki co udział mieszkań komunalnych i społecznych czynszowych w łącznym bilansie mieszkań oddanych do użytkowania jest symboliczny i wynosi zaledwie ok. 1% – kończy ekspert portalu RynekPierwotny.pl.
Autor: RynekPierwotny.pl