– Inflacja rozlała się po całej gospodarce. Rosną ceny dóbr i usług. Trudno znaleźć produkt, którego cena nie rośnie. Jednocześnie inflacja rozlała się w czasie, pozostanie z nami na długo, bo przesunęliśmy problemy związane z inflacją na przyszłość – mówi w rozmowie z MarketNews24 dr Sławomir Dudek, prezes zarządu i główny ekonomista Instytutu Finansów Publicznych (IFP), pracownik naukowy SGH. – O ile szok inflacyjny w wielu krajach uderzył w zeszłym roku, to w tym roku powinna szybko spadać, tam gdzie rządy nie zamroziły cen.
Przykładem jest Estonia. W kraju tym w przyszłym roku inflacja ma powrócić do poziomu 2%. A przecież w 2022 r. była w UE przejściowo inflacyjnym liderem, ze wzrostem cen 22,4%, ponieważ była o wiele bardziej niż Polska narażona na wahania cen na rynkach energetycznych.
W Polsce według wstępnych danych GUS w styczniu 2023 r. ceny towarów i usług konsumpcyjnych wzrosły o 17,2% w porównaniu z analogicznym miesiącem ub. roku. W stosunku do poprzedniego miesiąca ceny towarów i usług wzrosły o 2,4%.
– Będziemy szczęśliwi jeżeli z końcem roku spadnie do 9-10%, ponieważ zastosowaliśmy dawkę leków przeciwbólowych, które już przestały działać – komentuje ekspert IFP. – Powinniśmy obawiać się skutków mrożenia cen, tak jak to się stało przed wyborami parlamentarnymi na Węgrzech, a gdy rządowi nie starczyło pieniędzy, po wyborach inflacja wybiła do 26%.
O przyczynach bardzo wysokich wzrostów cen możemy dowiedzieć się z inflacji bazowej, która mierzona jest przy wyodrębnieniu wzrostów cen zależnych od koniunktury światowej, ostatnio szczególnie związanych z tzw. kryzysem energetycznym.
Inflacja bazowa w styczniu br. wzrosła w Polsce do 11,9%, przy inflacji ogółem 17,2%. Zestawienie tych dwóch liczb pokazuje, gdzie przede wszystkim są przyczyny polskiej inflacji CPI.
– Inflacja bazowa, to jest ta inflacja, za którą odpowiada wewnętrzna polityka gospodarcza i jest miarą popełnionych błędów – dodaje S.Dudek z IFP.