Przedsiębiorcy muszą oddawać pieniądze z czasów funduszów covidowych. „Nierzadko są tu sumy idące w miliony złotych”.
Bez tarcz finansowych od Polskiego Funduszu Rozwoju wielu przedsiębiorstw nie udałoby się uratować w trudnym czasie pandemii COVID-19. Do prawników zrzeszonych w Północnej Izbie Gospodarczej trafiają jednak sygnały, że dochodzi do sytuacji, gdy PFR wzywa firmy do zwrotu pieniędzy z tarcz. Jak mówią eksperci dochodzi tutaj do poważnego nieporozumienia. Niektórzy przedsiębiorcy nie byli bowiem świadomi różnicy między tarczą pierwszą, a drugą i nie spodziewali się konieczności zwracania przyznanych ich środków.
Prawnicy przyznają, że PFR chce zwrotu środków z tarcz finansowych od części przedsiębiorców
Polski Fundusz Rozwoju przyznaje, że oczekuje od części przedsiębiorców zwrotu środków wypłaconych w ramach Tarczy Finansowej 2.0. Takich firm ma być w Polsce około 2 tysiące, a informacje o konieczności zwrotu środków mają dostać najpóźniej jesienią. Zwrot stanowić będzie zaledwie 0,6% wszystkich przyznanych dotacji. PFR jednak nie ujawnia kryterium według którego oczekuje zwrotu, zaznaczając jednak, że istnieje możliwość rozłożenia zwrotu dotacji na maksymalnie 24 raty.
Jest to sytuacja, która najmocniej odbije się na turystyce, gastronomii, sektorze produkcyjnym oraz usługach, czyli na firmach, które najaktywniej korzystały z subwencji w czasie pandemii.
Jak mówi mecenas Grażyna Wódkiewicz, adwokat specjalizujący się w sprawach gospodarczych, obecnie zajmuje się kilkoma takimi przykładami. Sytuacje są poważne, bo przedsiębiorcom od których żąda się zwrotu środków grozi nawet upadłość.
– W moim przekonaniu dochodzenie obecnie zwrotu subwencji od przedsiębiorcy, który wypełnił warunki udziału w rządowym programie i pozostawał w błędzie co do zwrotnego charakteru wypłaconych mu środków, pozostaje w rażącej sprzeczności z celem Tarczy, który przecież stanowiła poprawa płynności firm, kontynuacja ich działalności oraz utrzymanie miejsc pracy. W obecnej sytuacji można powiedzieć, że działania PFR prowadzą nie tyle do uniknięcia fali upadłości, czy redukcji miejsc pracy, co jedynie do odroczenia ich w czasie, a przecież nie o to chodziło w rządowym programie. Do naszej kancelarii w ostatnich miesiącach zgłasza się wielu przedsiębiorców, którzy otrzymali pozew od PFR, nierzadko są to pozwy opiewające na wielomilionowe sumy – mówi mecenas Grażyna Wódkiewicz.
– Przedsiębiorcy, z którymi rozmawiamy, chcąc uratować swoje firmy, poza ubieganiem się o subwencję z Tarczy, często korzystało też z dodatkowych pożyczek lub kredytów lub uciekało się do sprzedaży znacznej części majątku, wierząc, że uratowanie firmy, która po pandemii stanie w końcu na nogi, jest tego warte. Teraz przyznają oni wprost, że gdyby wiedzieli, że PFR będzie żądał od nich zwrotu wypłaconych środków, w ogóle nie uczestniczyliby w programie Tarczy ani nie zaciągali dodatkowych zobowiązań, tylko zamknęliby swoje firmy 2-3 lata wcześniej, w pandemii – paradoksalnie, wtedy nieuregulowane koszty były mniejsze niż dziś – dodaje mecenas Grażyna Wódkiewicz.
Eksperci podatkowi: „Łatwo było o pomyłkę przy składaniu rozliczenia subwencji”
Przedsiębiorcy zrzeszeni w Północnej Izbie Gospodarczej doceniają to, jak silna była pomoc Rządu dla przedsiębiorców w czasie pandemii, ale jednocześnie przyznają, że sposób rozliczania tarcz dla niektórych okazał się nieprecyzyjny.
– Tarcza 2.0 dotyczyła już wybranych branż i tu trudniej było uzyskać wsparcie m.in. w branży hotelarskiej i gastronomicznej. Są to branże dość specyficzne, o dużej fluktuacji zatrudnienia dlatego prawdopodobnie wiele postępowań dotyczy właśnie tych przedsiębiorców. Łatwo było o pomyłkę przy składaniu rozliczenia subwencji. Trudności sprawiał sposób liczenia średniej liczby pracowników ze względu na skomplikowaną definicję pracownika oraz sposób liczenia skumulowanej straty gotówkowej w firmach, gdzie dochodziło do korekt przychodów. Ważny był moment wykazania tych korekt w deklaracjach VAT- mówi Agnieszka Zamaro – Wiśniewska, ekspert ds. finansowych, Dyrektorka Operacyjna Zamaro Tax & Accounting .
– Warto byłoby indywidualnie przyjrzeć się każdemu wezwaniu i umożliwić poprawienie ew. omyłek, bowiem należałoby odróżnić świadome wprowadzanie w błąd, od pomyłki. Wsparcie przyznane w ramach tarcz covidowych pomogło wielu przedsiębiorcom, a odsetek wsparcia zakwalifikowanego do zwrotu jest bardzo niski, co wskazuje, że jednak przedsiębiorcy radzili sobie z niejasnymi przepisami i uczciwie podchodzili do wnioskowania o wsparcie – dodaje Agnieszka Zamaro.
Jak dodaje prezes Hanna Mojsiuk przedsiębiorcy przyznają, że w wielu przypadkach do dzisiaj borykają się z konsekwencjami dotacji i subwencji zaciągniętych w czasie pandemii.
– Słyszałam już opinię, że to, co ratowało przedsiębiorców w czasie pandemii może ich pogrążyć po jej zakończeniu. Jesteśmy zwolennikami indywidualnej interpretacji dla przedsiębiorców, którzy mają wątpliwości czy powinni zwracać środki. Rozmawiamy zwykle o przedstawicielach branży HoReCa, którzy jednorazowo nie są w stanie wysupłać tak ogromnych pieniędzy na rynku, który wciąż nie jest dla nich generatorem równomiernych zysków, choć oczywiście sytuacja branży bardzo się poprawiła – mówi Hanna Mojsiuk, prezes Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie.
Północna Izba Gospodarcza zbiera zgłoszenia od przedsiębiorców, którzy czują się poszkodowani przez egzekucję środków z tarcz pomocowych z czasów pandemii COVID-19. Będziemy w tej sprawie interweniować w Polskim Funduszu Rozwoju i w merytorycznych ministerstwach.