Postrzeganie wojny w Ukrainie jest wynikiem działań informacyjnych oraz dezinformacyjnych – zarówno rosyjskich, jak i tych, którzy Rosję wspierają. Wyraźnie zarysowała się koalicja państw wspierających Ukrainę, ale także wspierających Rosję. Rosję wspierają często państwa autorytarne – można je nazwać „Fellowship of the Dictators”, czyli współpracą reżimów i dyktatorów, którzy nie chcą dopuścić, żeby system wartości demokratycznych zdobył przewagę. System demokratyczny najprawdopodobniej usunąłby ich od władzy – a właśnie na władzy najbardziej im zależy. Natomiast Sojusz Północno-Atlantycki słowami sekretarza Jansa Stoltenberga wyraził wolę wspierania Ukrainy i niedopuszczenia do tego, aby Rosja osiągnęła swoje cele – czyli zdobyła Ukrainę, przejęła nad nią kontrolę lub pokonała militarnie. Ta wojna jest też konfliktem i wojną wartości. Wartości z innej strony dyktatorskich, autorytarnych po stronie rosyjskiej i wartości demokratycznych, humanitarnych – które stawiają na jednostkę, na wolność, na swobodę, czyli na te wartości, które wyznaje Europa Zachodnia.
– Jeśli chodzi o wojnę w Ukrainie trzeba zwrócić uwagę, że podejście do niej w opinii społeczeństw jest w Europie różnicowany. I to nie jest nic dziwnego – powiedział serwisowi eNewsroom.pl Maciej Matysiak, ekspert Fundacji Stratpoints, wykładowca ANS Gniezno. – Kraje tzw. flanki wschodniej, czyli byłych krajów socjalistycznych, które wyszły z systemu socjalistycznego i dzisiaj są krajami NATO, jak również kraje skandynawskie – szczególnie Szwecja i Finlandia – mają większą świadomość zagrożenia ze strony Rosji. Zdają sobie sprawę z tego, że jeśli Ukraina ulegnie – to będzie tych krajów bezpośrednio dotyczyć. I nie jest niczym dziwnym, że społeczeństwa, które są w większej odległości fizycznej od rejonu konfliktu, mają nieco inny punkt widzenia. To jest trochę tak, jak stosunek społeczeństwa polskiego do wojny w Syrii lub konfliktów w Afryce – które mówiąc dosadnie mniej nas obchodzą, bo one na nas w naszym mniemaniu nie oddziałują bezpośrednio. Jest to oczywiście mylne przeświadczenie i jest to wypadkowa niskiego poziomu edukacji w tej kwestii – ale także wpływu propagandy tych, którzy takie wrażenie chcą wywrzeć. Jeśli uleglibyśmy narracji rosyjskiej i jej działaniom, to musielibyśmy wyrzucić do kosza cały nasz system wartości, który jest podstawą naszego funkcjonowania – wskazuje Matysiak.