Ustanowiona w grudniu 1989 roku ustawa Wilczka, przywracająca w Polsce wolny rynek, przyniosła nam cud gospodarczy na skalę światową. W podręcznikach historii można przeczytać, że Polska była krajem o największym wzroście gospodarczym końca XX wieku. Tak ogromny, dwucyfrowy wzrost był możliwy dzięki zliberalizowaniu działania rynku i aktywizacji drobnych przedsiębiorców – którzy z dnia na dzień mogli zacząć prowadzić działalność na równych prawach. Mimo braku infrastruktury udało się dzięki temu przeprowadzić w Polsce gospodarczą rewolucję. Patrząc na lata 90-te z dzisiejszej perspektywy pojawia się pytanie – czemu takich wyników i takiego rozwoju firm nie obserwujemy w Polsce teraz? Mamy przecież więcej narzędzi, potrzebną infrastrukturę, ultraszybką telekomunikację i cyfryzację, wygodną bankowość i dostęp do wykształcenia. Co nas powstrzymuje?
– Polacy mają dzisiaj znacznie więcej możliwości, mają wszystkie rozwiązania technologiczne, które są stosowane na świecie. Ale nie mają tego, co mieszkańcy innych krajów Unii: znacznie lepszego poziomu przepisów, które muszą na co dzień stosować i przyjaznej biurokracji, która nie przeszkadza im w codziennej aktywności gospodarczej – powiedział serwisowi eNewsroom Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha. – To, czego Polakom brakuje dzisiaj do sukcesu podobnego do tego, który w latach 90-tych stał się historycznym cudem gospodarczym – to właśnie dobrze i przyjaźnie działające państwo oraz urzędnik, który ma służyć, a nie przeszkadzać. Istotna jest też minimalna liczba przepisów, która jest potrzebna, żeby działać. Niestety polska rzeczywistość prawna nie pozwala na efektywny wzrost gospodarczy. Dzisiaj Polacy większość czasu poświęcają na wdrażanie kolejnych, dokładanych co roku regulacji – zamiast na zajmowanie się własnym biznesem – ocenia Sadowski.