Takie rzeczy tylko w Ameryce. W lipcu w Chicago zorganizowano Pet Con, czyli konwent zwierzęcych influencerów. Ich codzienne życie śledzi z zapartym tchem coraz większe grono odbiorców. Zwierzęta robią kariery i jak się okazuje, mogą być równie skutecznymi sprzedawcami co ludzie.
Amerykanie mają często zupełnie inne podejście do świata niż Europejczycy. Można powiedzieć, że szalone, ale trzeba przyznać, że często takie niekonwencjonalne pomysły przekuwają się na sukces w biznesie. I tak właśnie jest z pet influencerami oraz kongresem, jaki zorganizowano w Chicago.
Na skróty:
Mops w mercedesie
To internetowe zjawisko dało się zauważyć niemal od razu, jak swoją popularność w sieci zaczęli wykorzystywać ludzie. Jedną z bardziej znanych zwierzęcych influencerek już kilka lat była Nala Cat z 3,9 mln obserwujących. Była to wówczas 8-letnia, adoptowana ze schroniska kotka, która została zarejestrowana jako zdobywczyni rekordu Guinessa za bycie najpopularniejszym kotem na Instagramie.
Doug The Pug to z kolei mops z 3,7 mln obserwujących, który w sieci kolegował się np. z Katy Perry i reklamował markę Mercedes-Benz.
Obecnie przyjmuje się, że pet infulencerem jest zwierzę, które ma ponad 50 000 obserwujących w mediach społecznościowych. Jak widać po przytoczonych przykładach, dla niektórych zwierząt ta granica nie jest żadną trudnością do pokonania.
Listę najpopularniejszych pet influencerów z 2023 roku otwierają: Nela Cat, Popeye the Foodie Dog, Doug The Pug, Prissy and Pop i Loki the Wolfdog.
Klucz to słodycz i pomysł
– Nie muszą to być koty czy psy, bo przecież Prissy i Pop to świnki – wskazuje Tomasz Niedźwiecki, twórca i prezes platformy TakeDrop.pl, w której założono już ponad 7 tys. sklepów internetowych. – Chociaż oczywiście łatwiej wypromować słodkie, puchate stworzenie mieszkające w domu z człowiekiem niż np. konia, ale i jego szans bym nie przekreślał – dodaje.
Tu można wspomnieć o gęsi Pipie. To ptak mieszkający w Wake Parku nad jeziorem Tarnobrzeskim. Jej właścicielami są Magdalena Magiera i Grzegorza Leboda. Goście przyjeżdżający do Wake Parku od razu polubili gęś. Jest przyjazna, a rozsławił ją Kamil Trela, który zaczął w sieci umieszczać filmiki z Pipą.
Nagrania ze zwierzęciem zaczęły zdobywać coraz większą popularność i powstawały nawet o niej piosenki. Efekt tego szału jest taki, że tego lata stragany w turystycznych miejscowościach są pełne pluszowych gęsi. Za małą trzeba zapłacić 50 złotych, a za większe od 100 zł w górę.
Michał Jeska, CEO oyou.me, polskiej firmy wprowadzającej na polski rynek rozwiązanie VD2D, czyli innowacyjny model współpracy marek z influencerami pod postacią sklepów butikowych z wykorzystaniem rozwiązań web3 tłumaczy, że dostrzeżenie marketingowego potencjału swojego pupila i umiejętne tego wykorzystanie może szybko zaprocentować. – Pet influencerzy to jeszcze ułamek całej gamy osobowości w sieci, ale ciekawy. Internet to medium nowości, trendów, mód, które trzeba umieć wykorzystać. Akurat przypadek gęsi Pipy jest przykładem na to, jak na popularności zarabia ktoś inny niż właściciel zwierzęcia, bo chyba to nie on stoi za maskotkami na straganach – mówi ekspert.
Liczy się osobowość
Kim są pet influencerzy, którzy prezentują się na konwentach w USA? Ich właściciele mówią, że nie są to zwykłe koty czy psy. Nie zostały celowo wykreowane na gwiazdy w sieci. Każdy z właścicieli podkreśla, że ich podopieczni osiągnęli sukces dzięki swojej „osobowości”.
Dahlia wygląda jak królowa kotów, a potrafi zachowywać się głupkowato, czym bawi ludzi. Sammyinthecity to mały Yorkshire Terrier i potrafi zrobić kilka sztuczek za smakołyki, a jego właściciele śledzą go z komórką.
Marketingowym plusem pet influencerów jest także to, że angażują się w akcje organizacji prozwierzęcych, a te często są wspierane przez influencerów z ludzką twarzą. Działalność w danej fundacji czy stowarzyszeniu jest miejscem, w którym zwierzęca gwiazdka spotyka się z tą bardziej tradycyjną i obie strony zyskują kolejne kanały promocyjne.
Pies zarabia
– Sprzedają, dobrze sprzedają – mówi i pet influencerach Tomasz Niedźwiecki z TakeDrop.pl. – Może się wydawać, że są skutecznymi sprzedawcami jedynie akcesoriów dla zwierząt, bo to ich naturalna rola. Jednak pet influencerzy współpracują z markami kosmetycznymi, spożywczymi, motoryzacyjnymi, turystycznymi – wylicza.
Nie ma właściwie ograniczeń, ale faktem jest, że wiele z takich zwierzęcych gwiazd zaczynało od promowania kosmetyków dla zwierząt, karmy, posłanek, zabawek dla zwierząt.
– Internet szuka ciągle nowości i nieszablonowego podejścia do tematu. Dlatego zaczęły się zgłaszać nowe marki. York reklamujący samochód? Czemu nie? – dodaje Niedźwiecki.
Bez magazynu
Jednak psi czy koci influencer, jeżeli sam prowadzi sprzedaż, na pewno nie ma magazynu z karmą, ubrankami, obrożami czy kosmetykami. Wielu z nich (a właściwie ich właściciele) sprzedaje w systemie dropshippingowym. – To idealne rozwiązanie dla e-commerce. Sprzedawca nie musi mieć magazynu. Cały swój biznes ma w laptopie. Sprzedaje, oferuje, reklamuje swój sklep – mówi Niedźwiecki.
Kompletowaniem zamówienia, wysyłką towaru zajmuje się hurtownia. To ona realizuje zamówienie, ale zapłatę od kupującego inkasuje sprzedawca. W zależności od podpisanej umowy z hurtownią i systemu, jaki wykorzystuje w swoim sklepie, stan magazynowy towaru może być aktualizowany co kilka godzin.
– Plusem jest to, że sprzedawca nie rezerwuje towaru, nie płaci za niego hurtowni wcześniej. Wkrótce zakupowy szał na gęś Pipa może zniknąć i ktoś, kto ma w magazynie tysiąc maskotek może lada dzień zostać z towarem. W przypadku dropshippingu nie ma takiego zagrożenia – mówi Tomasz Niedźwiecki z Takedrop.pl.